Pamiętam z mojego bardzo wczesnego dzieciństwa, moi bracia jeździli motocyklami. Najstarszy brat jest ode mnie 20 lat starszy i gdy miałem 3 lata on jeździł motocyklem i czasami zabierał mnie na przejażdżkę. Pamiętam dźwięk silnika, zapach spalin, to wszystko emocje, przeżycia, przygody… Pierwszy motocykl, jaki sobie kupiłem to był M72, 750 cm3 pojemności z 1952 roku, no i takie były początki. Jako nastolatek zacząłem się interesować muzyką heavy – metal i subkulturą z tym związaną. Interesowały nas koncerty i dobra zabawa. W ogóle miałem takie pragnienie, żeby być mocnym gościem, żeby się trzymać z twardzielami, iść przebojem przez życie i nie „wymiękać”.

Z czasem zaczęły się pojawiać inne historie, pod tytułem alkohol, jakieś narkotyki, no i w którymś momencie do tego wizerunku dołożyłem właśnie ciężki motocykl. Razem z kolegami jeździliśmy po okolicach i sialiśmy postrach wśród ludzi. I to nas rajcowało, to nas brało, było lekarstwem na moje kompleksy. Ale przyszedł taki czas, kiedy musiałem zbierać konsekwencje tego co robiłem, i nie było to już takie wesołe.

Poznałem pewną osobę, która ma na moje życie decydujący wpływ. Tą osobą jest Jezus Chrystus. Było to tak, że wcześniej zdałem sobie sprawę, że moje wysiłki i moja religijność, nie wystarczają do tego, żebym mógł być w porządku przed Bogiem, żebym mógł być zbawiony. Więc sobie odpuściłem i postanowiłem pójść „na maksa”, w taką stronę, żeby się „dobrze bawić”. I kiedy już w pewnym momencie wszedłem w konflikt z prawem, przejechałem się na moich kumplach, a też zawiodłem innych – zobaczyłem, że już się tak dobrze nie bawię. Wtedy stwierdziłem, że trzeba się ratować.

Tak się zdarzyło, że inni ludzie, powiedzieli mi o Jezusie. Powiedzieli, że pomimo tego jak ja się czuję i co robię, to On po prostu mnie kocha i rzeczywiście ma dla mojego życia fajny plan. Pomyślałem sobie OK.!, no dobrze, ale dlaczego jest tak jak jest. Wtedy zdałem sobie sprawę z innego faktu, że człowiek jest grzeszny i w konsekwencji tych swoich wyborów, grzechów, oddzielony od Boga i nie może doświadczać tego, co Bóg zaplanował dla niego. Uświadomiłem sobie, że tak właśnie jest w moim życiu.

Najfajniejsze było to, co wyczytałem w Biblii, że Jezus Chrystus jest właśnie odpowiedzią na ten problem, i że Bóg posłał Jezusa po to, żeby zapłacił za moje i za twoje grzechy, żebyśmy mogli być po prostu zbawieni. I stało się tak, że po prostu zaufałem Jezusowi, zrozumiałem, że Bóg ma rację, a nie ja. W modlitwie powiedziałem Bogu OK.!, dziękuję Ci za to, co dla mnie zrobiłeś, zgadzam się z Tobą. Sam z siebie jestem grzesznikiem, nie mam takiej możliwości, żeby być sprawiedliwym przed Tobą, ale przyjmuję to, co Ty dla mnie zrobiłeś i proszę, żebyś kierował moim życiem. Decyduję odwrócić się od grzechu i oddaję Ci „kierownicę” mojego życia. Teraz Ty prowadź, ja chcę po prostu być Ci posłuszny.

Już następnego dnia Bóg cudownie uwolnił mnie od alkoholu, narkotyków, przekrętów, kłamstwa i przeklinania. Wiedziałem, że mam teraz nową tożsamość. Jestem nowonarodzony. To mniej więcej oznacza zaufanie Jezusowi. Myślę, że polega to na tym, że grzech nade mną nie panuje. Fajne jest to, że Bóg zabiera też pragnienie do przeginania w różnych złych rzeczach.. Kiedyś bardzo dużo wypijałem piwa, teraz jest zupełnie inaczej. To ma dużo wspólnego z tą przemianą, o której mówiłem przed chwilą. To, co kiedyś mnie brało, dzisiaj mnie nie bierze, mam inną perspektywę, mam kogoś, kto jest ze mną, komu mogę ufać, nie chcę polegać na sobie na swoich możliwościach, ale na Jezusie. To nie znaczy, że w życiu w ogóle nie upadam. Jeśli tak się dzieje, Bóg mi pomaga się podnieść i iść dalej.

To co najważniejsze, że po prostu od tamtej pory wiem, że moja przyszłość jest razem z Jezusem w niebie. Dlatego, że uwierzyłem, sprawdziłem rzeczywiście to, co jest napisane w Ewangelii, to działa i każdy to może sprawdzić