KOMPOZYTOR MOJEGO ŻYCIA
Od dziecka chciałem spełnić ambicje – moje, moich rodziców, rodziny, kolegów, koleżanek, otoczenia. Nie ma nic w tym złego, chyba że ma się tendencje do złych, z pozoru, wyborów i uparcie drąży swoją ścieżkę w skale. Na własne życzenie wpadałem w mniejsze bądź większe tarapaty, ucząc się prostych rzeczy trudniejszymi, często bolesnymi fizycznie czy psychicznie metodami, gdy zrozumienie tych trudniejszych nomen omen nie sprawiało mi większych problemów i było czasem oczywiste. Od najmłodszych lat tworzyło to w mojej głowie swoisty galimatias.

KOŚCIÓŁ
Nauczony przykładem obojga rodziców uczęszczałem na coniedzielną mszę do Kościoła Katolickiego. Zafascynowany sakralnym światem i jego tajemnicami chciałem poznać go od wewnątrz. W wieku 7 lat, podczas kolędy, odwiedził nas ówczesny proboszcz parafii. Po wcześniejszych uzgodnieniach z rodzicami wystąpiłem do Niego o pozwolenie w uczestniczeniu we mszach świętych jako ministrant. Tak zaczął się etap mojego życia, w którym poświęcony uwadze na przyjmowaniu nauk o Jezusie i obrzędach Katolickich chciałem swoją postawą i uczynkami zbliżyć się do zrealizowania potrzeb, które pojawiły
się w moim młodym umyśle i sercu.Głowa zaczęła odpoczywać.

MUZYKA, SPORT I DORASTANIE
Tak oto po rozpoczęciu służby w kościele zaczęła się moja kolejna przygoda, tym razem ze sportem i muzyką. Pobudka o 5 rano, trening, szkoła, trening, szkoła muzyczna, odrabianie lekcji, sen. I tak w kółko 5 lat. Pięć lat pływania, bycia niezrozumiałym przez równolatków z drużyny ze względu na to że byłem bardziej wyrośnięty od nich, co przełożyło się na budowanie wmówionych kompleksów. Pięć lat bycia w środowisku, w którym czułem się niedopasowany, lecz radość z tego co robię była silniejsza niż chęć odejścia. W końcu… 5 lat, dzięki którym zbudowałem formę i przygotowałem swoje ciało na ochronę przed skutkami za szybkiego wzrostu. Pięć lat poznawania źródła dźwięku, którym okazał się nie być głośnik lecz dusza kompozytora. Pięć lat, w których zamknięty w wygłuszonych salach prób szkoły muzycznej, patrzyłem przez okno jak znajomi poznają nowych „przyjaciół”. W końcu… pięć lat w środowisku, w którym poznałem wielu wartościowych ludzi, i które nauczyło mnie specyficznej wrażliwości na świat, który nas otacza.
W głowie urodziło się przekonanie, że osiągnąłem to wszystko sam. Zacząłem wątpić.

„DOROSŁE” ŻYCIE
W osiemnasty rok życia wkroczyłem w przekonaniu, że sam sobie wszystko zawdzięczam, że sam wszystko osiągnąłem, wszystko mogę i jestem bezkarny. Nie było już kościoła, nie było sportu, nie było szkoły muzycznej. Był za to niezrozumiany okres buntu tak odległy od wartości i nauk, które przecież sam posiadłem i wypracowałem. Pojawiły się używki, alkohol, papierosy, narkotyki. Ze wszystkim była styczność, na szczęście resztki rozsądku sprawiły, że nie wciągnąłem się w wir żadnego z nich. Życie nabrało kolorów, pojawiły się pierwsze miłości, wydawało się, że wszystko idzie ku dobremu. Mimo tego, po powrocie do domu, w głowie witała mnie niezrozumiana przeze mnie pustka.

MOTOCYKLIZM
Szukając elementów swojego własnego ja, zafascynowany motoryzacją, zakupiłem swój pierwszy samochód. To było moje, pasowało do mnie, sprawiało że czuję się dobrze, że czuję się mniej niekompletny. Następnie przyszedł czas na tatuaże. Gdy te artystyczne malunki pojawiły się na moim ciele poczułem, że kolejna część mnie trafiła na swoje miejsce, a układanka jest niemal kompletna.
Po latach oczekiwania przyszedł moment na spełnienie dziecięcego marzenia – zakup motocykla. Wrażenie jazdy, samego posiadania tej maszyny, sprawiło we mnie iluzję, że wszystko w końcu jest poukładane, i że w końcu mogę powiedzieć, że jest OK. Wiedziony tą myślą trafiłem na swój pierwszy zlot. Głowa znów zaczęła odpoczywać – pozornie.

PRZEBUDZENIE
Zlot, pełno motocykli, pełno ludzi z mojego świata, mojej kultury. Masa czarnych skór, uśmiechów, muzyki, zapachu alkoholu, papierosów, benzyny i wytańczonego potu. W środku tego zgiełku kilka postaci, bez papierosów przy ustach, z uśmiechem na twarzy, z krzyżem i gołębicą na plecach, z książką w kieszeni kamizelki. Zainteresowany wystającą z czerni ubioru okładką Biblii zagaiłem do nieznajomego „a co to za książka?”. Był to podryg mojego cwaniactwa zmieszanego z pewnością siebie i chęcią sprawdzenia wiedzy mojego przyszłego rozmówcy. Bo „przecież znam ten świat, wiem co tam się dzieje, przecież mnie nie zagnie” – myślałem. Jak szybko tak pomyślałem tak szybko odrzuciłem te myśli i zacząłem słuchać tego co, już znajomy, ma do powiedzenia. Mimo iż byłem niezrzeszony, powagi jego słowom dodawały naszywki „Mateusz”; „Boanerges” oraz „President”. Z szacunku i kultury odrzuciłem uprzedzenia i zacząłem faktycznie słuchać. W głowie obudziły się zakurzone wartości, słowa i wiedza, które nigdy nie powinny być zapomniane.

ZMIANY
Tak zostałem „złowiony” przez oddział klubu Boanerges z Północy. Pokrótce wtajemniczony w profil, działalność i misję klubu zacząłem ponownie układać w głowie wartości, które kierowały moim życiem. Powróciłem do czytania Słowa, modlitwy, spędzania czasu w kościele. Im dłużej czytałem, rozmawiałem z Jezusem, tym bardziej czułem, że pustka, która znów pojawiła się po zlocie w moim życiu zaczyna się wypełniać i dopiero teraz zaczynam być szczęśliwy. Momentem przełomowym było dla mnie pojawienie się na koncercie grupy Mate.O/TU, na który zostałem zaproszony przez Mateusza, prezydenta oddziału północnego, do Fromborka. Tam, będąc w otoczeniu życzliwych osób, które z radością przyjęły mnie do swego grona i z niespotykaną dotychczas przeze mnie energią i szczerością wyznawały swoją wiarę. To tam, poczułem, że moje życie wymaga zmian, to tam otworzyłem się, stanąłem szczerze sam przed sobą, pochyliłem głowę i oddałem swoje życie Jezusowi. Głowa znów zaczęła odpoczywać, tym razem efekty były widoczne nie tylko w moich myślach, lecz realnie zaczęły się przekładać na moje życie.

W moim codziennym życiu pojawiła się modlitwa, czytanie Słowa, rozmowa z Jezusem i rozpoczął się proces oddawania pięciolinii i pióra właśnie Jemu, bo to on kierował i kieruje cały czas moim życiem i to do Niego należy pisanie i dokończenie tej kompozycji. Uczę się słuchać tej melodii, aby postępować zgodnie, a nie wbrew jej tempu, taktom i rytmowi. Jednak jest to proces, w którym istnieją zagrożenia, trzeba odeprzeć złego i nie schodzić ze ścieżki zaufania Jezusowi mimo czekających na nas, tak licznych, pokus. On pokazał mi, że mimo tego, że błądziłem to zawsze na mnie czekał. W chwili próby i upadku zawsze był i zawsze będzie czekał na mnie dając mi kolejną szansę. A ja wciąż chcę dążyć do tego, żeby umacniać się w wierze i mieć siłę na przeciwstawienie się dawnym i nowym pokusom.
Głowa i moje myśli, zadręczanie się po wielokroć tymi samymi pytaniami całkowicie straciło znaczenie.

BRAK PRZYPADKÓW
Obecność Jezusa w moim życiu wielokrotnie się potwierdziła, wyparła moje wszelkie niepewności i zwątpienia. W pracy zaczęło się układać, kontakt z rodziną i rodzicami zaczął się poprawiać. Po kilku zawodach miłosnych poznałem kobietę, z którą chcę przeżyć życie. Kiedy w kwietniu 2019 roku uległem wypadkowi motocyklowemu, wstałem z jezdni, zobaczyłem rozbitą maszynę, za nią Krzyż, na którym wisiał Jezus. Rozejrzałem się, dotarło do mnie, że przeżyłem, spojrzałem na Jego twarz i podziękowałem. Nie wiedziałem wtedy jeszcze, że „przypadkowo” za mną jechał strażak, który natychmiast pojawił się koło mnie i udzielił niezbędnej pomocy, „przypadkowo” kilka aut dalej jechał mój kolega, który pomógł mi się pozbierać i zaoferował pomoc z przetransportowaniem motocykla, „przypadkowo” w telefonie pojawiły się wiadomości od niezależnych osób, które wiedziały, że jestem w podróży „czy wszystko okej?”. „Przypadkowo” w szpitalu czekał na mnie lekarz motocyklista, który świetnie zajął się moim przypadkiem. W tym momencie dostałem wszystko czego potrzebowałem, a o czym nie wiedziałem, że będzie mi potrzebne.
Po tych wydarzeniach dotarło do mnie, że Jezus był i jest ze mną całe moje życie. W dzieciństwie, gdy pływałem to On mnie wzmocnił. W szkole muzycznej, gdy grałem, to On pokazał mi ten fascynujący świat i otworzył mi oczy na innych ludzi i wszelkie formy życia. To On sprawił, że „przypadkowo” poznałem przez Facebooka Rafała z klubu Boanerges. To On sprawił, że poznałem resztę klubu i że wszedłem do środowiska radosnych w Panu ludzi jako ja, nie udający niczego, świadomy swoich wad i zalet, chcący zmienić swoje życie i pomóc dostrzec Pana innym poszukującym odpowiedzi. Odpowiedzi na pytanie komu trzeba przekazać stery swojego życia, zaufać i przestać się martwić, a On wszystko ułoży – JEZUS.

Adrian Hałas